Spóźniliśmy się na tegoroczne Walentynki, a nie sposób kisić takie cudo przez następny rok (kiedy to znów zapomnimy), wczorajszy Dzień Kobiet jest chyba okazją równie dobrą, jak brak okazji, więc pokazujemy: oto sexy daddies, ideały męskiego piękna sprzed równo 35 lat. Wąsy, loki, zaczeski to wszystko powoli wraca do łask – zasada wymiany pokoleniowej działa.
Gdybyśmy przejrzeli numer, przekonali byśmy się zapewne o czymś, czego na okładkowych portretach akurat nie widać: jak długą drogę przez te kilka dekad przeszedł przemysł rzeźbienia sylwetki i jak znacząco ewoluowały ideały piękna, który obecnie – zwłaszcza w wersji glamour – celebrują uwypuklanie w różnych częściach ciała mięśni, o których istnieniu nie mielibyśmy pojęcia, bo w tak nadmuchanej postaci w naturze nie miały szans rozwinąć się przez stulecia.
No i średnia wieku – dziś albo jednak jest niższa, albo starannie maskowana. W złotych latach siedemdziesiątych nawet młodzi mężczyźni wyglądali bardziej niż statecznie, dziś obserwujemy tendencję odwrotną – faceci stali się jeszcze gładsi niż wiele kobiet, jeśli nawet nie młodzi, to jakby bez wieku.
Z naszych osobistych skojarzeń – złotowłosy chłopiec z trwałą w dolnym rogu mógłby z powodzeniem zagrać syna Jane Fondy. Nasze serducho zdobył jednak zupełni inny pan z tego zestawu. Niestety, nie dogrzebaliśmy się do żadnych innych jego fotek.
Kto ciekaw epoki, kiedy rozmiar nie miał jeszcze takiego znaczenia, a nagich modeli fotografowano bez wzwodów – zapraszamy na kolekcjonerską stronę blackdouge – przeklikiwanie się przez tak staromodnie skonstruowaną galerię też ma swój urok…