Z gejowskimi dreszczowcami i horrorami jest niestety tak, że często bywają niestrawne. Wcale nie dlatego, że są „niezależne” oraz niskobudżetowe, co raczej naiwnie prostoduszne, z brakami scenariuszowymi i inscenizacyjnymi urągającymi inteligencji i cierpliwości widzów. Najczęściej maskują to przynętą/przykrywką w postaci chłopców ładnych, choć niekoniecznie aktorsko wydolnych, co z kolei rekompensować mają ich na maksa odkryte ciała.
Tymczasem Nevrland – nagości bynajmniej nie unikajac – pokazuje, że nawet przy ograniczonych środkach realizacyjnych można osiągnąć wiele, o ile tylko ma się pomysł i coś autentycznie ciekawego do powiedzenia. I pokazania, bo to przede wszystkim koncepcja, inscenizacja i zdjęcia stanowią o pierwotnej i organicznej sile przekazu debiutanckiego filmu Gregora Schmidingera.
Jacob jest zamkniętym w sobie, szczupłym siedemnastolatkiem tuż po szkole. Wychowywał się bez matki, która odeszła; opiekuje się niedołężniejącym dziadkiem, a z ojcem zaczyna właśnie swoją pierwszą pracę – w rzeźni, gdzie obmywa z krwi korpusy zabitych świń. Pogłębia to jego narastające problemy w komunikacji ze światem oraz – przede wszystkim – z samym sobą. Jest niedoświadczonym, skrytym gejem, oglądającym nocami porno na laptopie i nękanym stanami lękowymi, które zaczynają się manifestować fizycznie: Jacob traci w pracy przytomność i trafia do lekarza. A potem do terapeuty.
W tym samym czasie na portalu z kamerkami nawiązuje znajomość ze starszym, 26-letnim Kristjanem, aspirującym artystą multimedialnym, swobodnym w obyciu, który z czasem namawia go na spotkanie w realu. Jacob jest jak zawsze niepewny i podejrzliwy, ale pokusa jest zbyt wielka, by się koniec końców nie oprzeć. Wobec coraz silniejszych bodźców (względnie pod wpływem leków) chłopaka zaczynają nawiedzać coraz intensywniejsze wizje i dzienne koszmary, a kiedy za namową Kristjana zażyje substancję psychotropową, Jacob całkowicie zanurza się w swoim przerażającym imaginarium.
W wir urojeń pociąga widzów razem ze sobą. Opowieść od początku rozgrywa się z jego perspektywy, o ile nie całkowicie w jego głowie (czy Kristjan istnieje naprawdę, i czy to ma znaczenie?). Sprane i blade kolory codzienności coraz bardziej wypierane są psychodelicznymi barwami, pulsującymi jaskrawymi błyskami w rytm rave’wowej muzyki. Niepokojące, brutalne montażowe migawki z przeszłości mieszają się z czasem teraźniejszym, wyobrażonym oraz równoległym, rzeczywistość się odrealnia i nic nie jest już pewne: Jacob sam już nie wie, czy stoi twarzą w twarz z samym sobą, czy ze swoim strachem. I gdzie leży granica.
Debiutujący, młodzieńczy Simon Frühwirth udźwignął ciężar gatunkowy wymagającej roli. Nie szarżuje bez potrzeby, jest wycofany, zdystansowany, ale jednocześnie buzujący od sprzecznych emocji wobec świata i swoich własnych pragnień. Jego Jacob ma gigantyczne, purpurowe znamię, pokrywające cała lewą stronę klatki piersiowej – od strony serca; to miejsce bardziej wrażliwe na czuły dotyk, a jednocześnie wygląda jak mroczna mapa Nibylandii, w której żyje chłopak, zasnutej zmorami wyparcia, lękami, tłamszonymi pragnieniami. Pozostali aktorzy z obsady również się sprawdzają: zaludniają Nevrland, kreując konsekwentnie postaci enigmatyczne, momentami niepokojące, niemal symboliczne – są dokładmie takimi, jak postrzega ich Jacob.
Reżyser Gregor Schmidinger wraz z operatorem Jo Molitorisem wrzucili swojego bohatera (a nas za nim) wprost w psychodeliczny świat odzwierciedlający jego stany świadomości, zafundowali jazdę nawiązującą wizualnie i klimatem do klasyków pokręconego kina: Argento, Lyncha czy Kubricka. Za pomocą sprawnie użytego światła, dźwięku i montażu biją obrazem po zmysłach (vide: ostrzeżenie przed efektami stroboskopowymi). Ponad racjonalną logikę wydarzeń twórcy stawiają sugestywność swojej wizji i konsekwentnie wykreowaną atmosferę zagubienia i niepokoju. Schmidinger trzyma jednak wszystko w ryzach i zgrabnie unika niebezpieczeństwa przerostu formy nad treścią. Wykłada zresztą wprost swoje credo w rozmowie chłopaków w muzeum: kiedy Jacob stwierdza, że nie rozumie sztuki, Kristjan odpowiada, że nie trzeba jej rozumieć, tylko doświadczać.
Ta taktyka się sprawdza – Nevrland to film, który nawet jeśli nie do końca jasny w przebiegu i konkluzji, doskonale sprawdza się nie tylko jako dreszczowiec z pogranicza horroru. Na dobre odciska się w głowie i pamięci, prowokując po seansie wciąż nowe przemyślenia i warianty interpretacji.
Oglądaj na outfilm.pl
dramat / eksperymentalny / horror / psychologiczny/ thriller
Austria / 2019 / 88min. / polskie napisy
Reżyseria: Gregor Schmidinger
Obsada: Simon Frühwirth, Paul Forman, Josef Hader, Wolfgang Hübsch