Czy za wcześnie takie dowcipy?
W sprzedaży już makabryczne maski, a jedna z anegdot mówi, że przynajmniej po śmierci Jakcson nareszcie jest w jednym kawałku – już przykręcili mu nos. Joan Rivers, niewyparzona twarz amerykańskiej TV, opowiada w swoim programie taki joke: Dzwoniła do mnie Cher w sprawie śmierci MJ. Stwierdziła z ulgą, że nareszcie może wypuszczać dzieci do ogrodu bez nadzoru.
O okolicznościach śmierci Króla Popu wciąż wiadomo mniej, niż więcej, a to dzięki napływającym hiperlawinowo doniesieniom, najczęściej sprzecznym. Czy faktycznie był kompletnie wychudzony, wyłysiały, poobijany i ponakłuwany igłami? Jak się ma do tego upubliczniony wczoraj zapis dwóch minut próby do czekającego MJ wkrótce wielkiego comeback-show?
Jeśli nawet nieprawdą są histeryczne plotki, wszystko wskazuje na to, że faktycznie miał poważny problem z lekami i paranarkotykami. Przy okazji dostało się zresztą słynnemu Perezowi Hilton, pedalskiem megablogerowi, który na pierwsze doniesienia o hospitalizacji Jacko jako jedyny zareagował zgryźliwym komentarzem, sugerując, że gwiazdor jak zwykle symuluje, bo zżera go trema.
Raz słychać, że jego dzieci MJ nie są jego, innym razem, że przeciwnie, raz ma je wziąć biologiczna matka, innym razem ich nie chce, a w ogóle, to Michael w testamencie zapisał, żeby adoptowała je wszystkie jego mentorka i idolka, Diana Ross.
Ktoś donosi, że Michael był gejem, a już inny podsuwa życzliwie, że spotykał się potajemnie z jakąś kobietą. Rzecz jasna nieujawnioną.
Tymczasem niepewność dotyczy nawet pogrzebu, jeszcze wczoraj pisano ze zdumieniem, że wstęp do 20-tysięcznej kaplicy będzie biletowany po 25 dolarów za osobę. Dziś nastąpiło dementi.
Koncert inaugurujący niedoszłe tournee już został przekształcony w fetę ku czci, na której – jak się powiada – wystąpić ma nawet ABBA w pełnym składzie.
Niedługo przekonamy się, jak będzie naprawdę. Póki co nie chce się nawet pisać, bo i tak nie sposób nadążyć…