Rzutem na taśmę, ale jest: wciąż jeszcze MAJOWA składanka, ale idealna także na miesiąc paradowy 🙂
W tle tyle projektów, że nie wiadomo, do którego się w następnej kolejności się obrócić, ale zawsze z towarzyszeniem zacnej muzy, której kolejną wiązankę z przyjemnością udostępniam. Dopiero przesłuchując ją w którejś podróży, zorientowałem się, że zupełnie nieintencjonalnie skompletowałem na niej sporo kawałków z wielokrotnie powtarzanym słowem (i odgłosem) boom-boom-boom – nie tylko u X Ambassadors.
Okazuje się, że to bardzo pojemna onomatopeja, wyrażająca mnóstwo różnych ludzkich przeżyć i emocji, spróbujcie prześledzić to sobie sami. Dla mnie to, póki co, odgłos bojowy, radosny, zagrzewający do mobilizacji, echo niezmordownych bębnów samby, do których niedawno maszerowałem w krakowskim Marszu.
Dzięki poślizgowi załapał się psim swędem na listę Howard Jones: to jeden z tych powrotów matuzalemów „po trzydziestu latach” (potrzebnych wcale lub jeszcze mniej), z którego ucieszyłem się bardzo, ku własnemu zaskoczeniu. Tym bardziej z takim teledyskiem:
Shyboy – znany dotąd z niezłych ballad – tym razem uderzył w rytmy taneczne, co podparte niezłym klipem przyniosło całkiem zachęcające efekty:
Od wypuszczenia kolejno dwóch klipów z najnowszej epki, w życiu scenicznym Wurst podziało się już tyle, że radykalnie odmieniony wizerunek Conchity to już właściwie dziesiąta woda po kisielu. Ta piosenka długo we mnie wrastała, aż wreszcie wrosła na dobre:
Z osobistych odkryć muzycznych uwadze Państwa polecam Vincit, Sicksick, Onicks, Leon Else, oraz Sakimę – na majową listę „wpasował się” idealnie starszy, acz prowokacyjny tytuł i klip:
Po bujającej balladzie Cor.ece robi się jeszcze bardziej nastrojowo i zmysłowo, zwłaszcza gdy w kolejce czeka Matracia ze swoim powolnym, kontemplacyjnym, ponad miarę brodatym video:
Po takiej dawce błogości, duet Jona Campbella z Jamiem Irrepressible to gigantyczna wisienka na torcie, z naszą osobistą pesteczką-niespodzianką – o Pansy Boys przeczytacie u mnie jeszcze na pewno.