Liza Minelli wróciła z europejskiego tournee jakiś czas temu, ale dla Amerykanów zapewne dopiero teraz, gdy ze swoim programem (zatytułowanym po prostu Liza’s at the Palace) zagościła ponownie na Broadwayu. Jak na 62-latkę steraną życiem (nie próbujemy nawet porównywać ze zdrowo żyjącą Tiną T., lat 70), Minelli trzyma ponoć dobrą kondycję, i – jak to artystka starej szkoły – zapewnia widzom godziwą rozrywkę.

Liza Minelli podczas galowego występu w lutym 2008

Że na występy swojej ikony biegają głównie gejątka różnej maści i wieku – wiadomo. Sama Minelli podkreśla ponoć wielokrotnie wzajemność tego przywiązania. Zresztą rozpoczyna show w znaczący sposób, pojawiając się zza rozchylonych kurtyn, które podświetlone tworzą pole w kształcie różowego trójkąta.


Podczas wieczoru nie zabrakło niczego dla każdego, od klasyków musicalowych, filmowych, aż po wspomnienia mistrzów, oraz o matce, która też swoje o tęczy wyśpiewała. Nie wspominając o tym, że jako pierwsza dała światu Have Yourself A Merry Little Christmas, które też przecież powinny być wesołe, ze staroświecka-angielska: gay.
Ale to już uwaga zupełnie na marinesie…