Francisco z niecierpliwością czeka na narodziny młodszego brata, Thomása, którego potem otacza prawdziwie troskliwą opieką. Chłopcy dorastają w szczęśliwej rodzinie, z matką i ojczymem, praktycznie cały czas spędzając tylko ze sobą. Dopiero rodzony ojciec – podczas gwiazdkowej wizyty dzieci – spostrzega, że są niepokojąco zżyci. Jego obawy potwierdzają się, gdy między tymi dwoma, już w wieku dorosłym, rodzi się prawdziwa namiętność. Po śmierci matki i wyprowadzce ojczyma zostają sami w rodzinnym domu i pędzą w nim idylliczne życie aż do momentu, gdy Thomás – który jest pływakiem – stanie przed decyzją o dwuletnim wyjeździe na przedolimpijskie treningi do Moskwy.

zwiastun filmu

Ocena Queerpop ★
Bezbarwna i rozwlekła czytanka na temat bezwarunkowej miłości dwóch braci, między którymi – już jako dorosłymi mężczyznami – rodzi się także namiętność fizyczna. Dramatyczny potencjał kontrowersji został całkowicie wygładzony; homoseksualny i kazirodczy romans sprowadzony do wymiaru idyllicznej pocztówki z magazynu Bravo. Bohaterowie nie zmagają się ani ze sobą, ani z rzeczywistością, która najwyraźniej przyjmuje nietypową parę jako oczywistość. Całość grzęźnie w pseudoartystowskich, fortepianowych dłużyznach i ckliwych, serialowych dialogach bezbarwnych postaci o mentalności stylowych paprotek. Zamiast oglądania całości, proponujemy 4-minutowy zwiastun lub – w wersji minimalistycznej – rozbierane sesje przystojnych aktorów (za które przyznajemy jedną gwiazdkę).



[kliknij ’czytaj więcej’, aby zobaczyć galerię fotosów, pełną recenzję i info o filmie]

 

Uczynienie z wybuchowej, kontrowersyjnej historii o bezgranicznej, namiętnej, kazirodczej miłości dwóch przystojnych, brazylijskich braci bezbarwnego, bezjajecznego i koszmarnie nudnego gniota z irytującym bębnieniem w pianina w tle – to nie lada wyzwanie. Twórcom Od początku do końca jednak się udało: Produkcji nie ratują nawet uroda wykonawców i pięknie skomponowane kadry. Przeciwnie – pogłębiają tylko uczucie, że oglądamy reklamę towarzystw ubiezpieczeniowych, rozwleczoną nieznośnie do rozmiaru fabuły, w której wszystko jest równie śliczne, jak sterylne i nieprawdziwe.

O przedstawionej rodzinie nie dowiemy się nic, poza tym, że mieszka w pięknym, designerskim domu i jest kochająca; matka jest lekarzem a ojczym coś maluje. Dyskusje o życiu oscylują na poziomie (nomen-omen) brazylijskiej telenoweli: „Martwię się” – martwi się mąż. „Wiem, kochanie.” – martwi się z nim żona. Koniec dialogu. „Czy jest coś o czym powinnam wiedzieć?” martwi się mama. „Co?” martwi się zdezorientowany, kilkuletni syn. „Sama nie wiem”, odpowiada matka, i to najczęstszy sposób na kończenie wielu scen – w zamyśle autorów zapewne filozoficzny, a w realizacji obnażający ich kompletną bezradność w próbach nadania historii choćby namiastki życia.

Jedyna scena konfliktu, sprzeczki rodzinnej, również jest banalna jak w filmie edukacyjnym, a wprowadzona wyłącznie jako pretekst, by starszy brat mógł ująć się za młodszym i proroczo oznajmić, że od teraz zawsze go będzie chronił. Niestety, najwyraźniej trauma awantury o pędzle ojczyma jest tak ogromna, że obaj zatrzymują się poziomie emocjonalnym i intelektualnym dziesięciolatków. Komunikacja dorosłych braci przebiega według schematu: „Kocham cię za to, że mnie kochasz. A ja cię kocham, bo jesteś mój i potrzebujesz miłości.”

Nie mówią na inne tematy, więc nie bardzo wiadomo, jakie są realne przejawy tych uczuć, oprócz nieustannego patrzenia sobie w oczy. Nie wydaje się zresztą, by w ogóle robili cokolwiek innego, bo – jak to się mówi – wszyscy tu żyją miłością i powietrzem. Nikt w tym filmie nie ma problemów finansowych czy życiowych, zainteresowań, nie choruje, nie kwestionuje. Szok odkrywania swoich uczuć? Coming out? Odrzucenie? Dojrzewanie do akceptacji siebie i innych? Walka o prawo do miłości? – wszystko to jest w tej bajeczce zupełnie nieobecne.

Jedyną wątpliwość co do uczuć obu małych jeszcze chłopców wyrazi ich rodzony ojciec, który obserwując 10-latków zauważy, że bracia są ze sobą zbyt blisko, przekraczając według niego granice intymności, co w przypadku dzieci brzmi kuriozalnie i – zgodnie z psychologią obrazu – spowoduje zdziwione uniesienie brwi matki. Ta jednak i tak zostanie wkrótce uśmiercona przez scenarzystę, więc już nawet cień refleksji nie stanie na drodze Thomása i Francisca do szczęścia.

Od początku do końca wszystko, jest w tym filmie fałszywe. Najbardziej nośny, kontrowersyjny wymiar opowieści zostaje u zarania zarżnięty. Otoczenie frapuje zbytnia zażyłość chłopców jako dzieci, natomiast gdy już wyrosną i dojrzeją fizycznie, wyćwiczą bicepsy, pośladki i mięśnie brzucha, zapuszczą seksowne brody i zaczną prowadzać się jako regularna, homoseksualna i kazirodcza para, na nikim nie robi to szczególnego wrażenia (nieśmiałe pytanie trenera pływackiego: „chyba jesteście ze sobą bardzo blisko?” trudno uznać za pogłębienie tematu).

W jednej z rozmów Thomás stwierdzi melancholijnie, że by zrozumieć ich miłość, świat musiałby stanąć na głowie. Ciekawe, w jaki sposób, bo otaczający braci świat od lat szczenięcych spełnia ich zachcianki i robi wszystko, by mogli żyć długo i szczęśliwie – po śmierci matki ojczym natychmiast się wyprowadza i ze swoim smutnym, odwowiałym spojrzeniem zza modnych okularów usuwa się z drogi, by bracia mogli kontynuować idylliczne życie we dwóch, w pięknym rodzinnym domu z wielkimi oknami na ogród.

Nieustanne mówienie o miłości i bezgranicznym oddaniu to nie to samo, co miłość i bezgraniczne oddanie, które – jak wiadomo – najlepiej wyraża się w przebiegu jakichś dramatycznych wydarzeń, konfliktów, spiętrzonych przeciwności losu. Tymczasem jest tak kochająco, że aż mdło, a bezkresna miłość i oddanie ilustrowane są scenkami z czytanki w rodzaju, że jeden brat pocałuje drugiego troskliwie jak mamusia, kiedy ten zatnie się przy wspólnym, porannym goleniu.

W końcu jednak nadchodzi godzina próby: Thomás, jako uzdolniony pływak, ma pojechać na dwuletnie, przedolimpijskie treningi do dalekiej, dzikiej Rosji, co oznacza, że bracia nie będą mogli przez ten czas trzymać za ręce i szeptać sobie o kochaniu. Sypią się dramatyczne, powłóczyste spojrzenia, są pocałunki w deszczu na masce samochodu, jest sentymentalna podróż do Rio i płaczliwa wymiana obrączek. Są skajpowe pogadanki i seks online, a osamotniony Francisco zacznie bywać w klubach i poznawać nowych ludzi (sztuk dwie), z kobietą nawiąże prawie-że-romans. Zadnemu z nich nie wyzna szczerze, z kim jest związany na codzień, i kim dla niego jest brat, o którym rozprawia z takim entuzjazmem.

Być może w tym miejscu twócy chcieli zasygnalizować rozterki osoby niewyotuowanej. Być może chcieli też dużo więcej. Niestety, wszelkie zabiegi wprowadzenia cienia życia do dramatu pionków suwanych niemrawo po szachownicy tej opowieści spełzają na niczym, a w momentach pomyślanych jako najbardziej ujmujące (jak choćby wspólna kolacja rodzinna), kinowa publiczność zamiast w szloch wzruszenia, wpada w paradoksyzmy szyderczego śmiechu. Nie będzie wielką stratą, jeśli zdradzimy, że rozdarty Francisco wpadnie w końcu na myśl, że przecież może dołączyć do ukochanego brata w Moskwie.

Stać go zapewne, bo cała rodzina obstawiona jest wszelkimi możliwymi produktami Apple, równie gładkimi, lśniącymi i bezosobowymi, jak cały ten film, który niezwykle trudno zdzierżyć od początku do końca. Zresztą: co oznacza i do czego odnosi się tytuł obrazu – też nie wiadomo. Ale to najmniejszy z jego problemów.

 

Galeria fotosów z filmu:     


 

Od początku do końca (Do Começo ao Fim / From Beginning to End)
dramat, Brazylia 2009, 94′
scenariusz i reżyseria: Aluisio Abranches
wystepują: Gabriel Kaufmann, Rafael Cardoso, Lucas Cotrin, João Gabriel Vasconcellos, Júlia Lemmertz, Fábio Assunção

Film pokazywany był przedpremierowo w warszawskim Kino.Lab na początku października.