skala-szarosci_00

Bruno jest 35-letnim, niezależnym, nagradzanym architektem. Po 11 latach małżeństwa wyprowadził się od żony i syna do warsztatu dziadka w poczuciu, że w jego z pozoru udanym życiu czegoś brakuje. Zlecenie na projekt budowli, która miałaby stać się nowym symbolem stolicy, daje nadzieję na przełamanie impasu zawodowego. W poszukiwaniu inspiracji po mieście oprowadza go Fer, historyk-zapaleniec i zadeklarowany gej, który nie ukrywa swojego zauroczenia Brunem. Ten odkrywa w sobie tłumione instynkty i stanie przed wyborem nie tylko koncepcji na projekt, ale także na dalsze życie.

Ocena Queerpop ★★★½

Spokojnie opowiedziana, pięknie sfotografowana opowieść o odkrywaniu własnej tożsamości w wieku dojrzałym. Niekoniecznie odkrywcza, zyskująca jednak na autentyczności dzięki dobrze rozpisanemu scenariuszowi z kilkoma elementami zaskoczenia, naturalności dialogów oraz odtwórców głównych ról. Dyskretne, niemal melancholijne studium zderzenia temperamentów i postaw w obliczu pogłębiającego się uczucia, rozdarcia głównego bohatera wobec konieczności wpisania się w prosty podział „czarne-białe”.

[youtube https://www.youtube.com/watch?v=zyQbrOrr8Xw]

skala-szarosci_03

Bruna poznajemy w samotni, w opustoszałym warsztacie, gdzie zamknął się przed własną rodziną, chwilę później dowiemy się, że postanowił pobyć sam, by przemyśleć swoje życie. To jeszcze nawet nie separacja, tłumaczy, ale oczywiście wprawny widz wie swoje. Póki co delektujemy samotność Bruna i urodę jego ciała. W długich ujęciach podglądamy odkrytą, kształtną pierś podczas snu w obskurnym pokoiku, czy pośladki spięte aktem masturbacji. Cisza i wyczekiwanie namacalnie wiszą w powietrzu.

Chwilę później znany z odważnych projektów Bruno otrzymuje nietypowe zlecenie: firma znana dotąd z budowania sztampowych bloków postanawia wznieść w Santiago de Chile budowlę, która miała by przełamać ten wizerunek i stać się nowym symbolem stolicy. Architekt otrzymuje wolną rękę co do jej formy, a do pomocy – młodego historyka i pasjonata miasta. Fer okazuje się przyjemnym, otwartym w kontaktach brodatkiem i po kilku spacerach Bruno orientuje się, że eksploruje nie tylko kolejne punkty widokowe, a flirciarskie zabiegi przewodnika padają na podatny grunt.

Od początku opowieść podąża dobrze znanymi stacjami: pierwsze spotkania, w tym przypadkowe w klubie gejowskim, fascynacja i randka, zbliżenie, zaprzeczenie, konfrontacja – ze sobą, z rodziną, wreszcie także z kochankiem. Typowa historia późnego ujawnienia. Kilka prostych zabiegów sprawia jednak, że historia nie wpada w oklepane koleiny.

Obserwujemy, jak mężczyźni poznają się, zbliżają do siebie, umawiają na kolację, która w sposób oczywisty dla obu jest randką. W przeciwieństwie do samotnych nocy Bruna, nie będzie nam dane podejrzeć jej przebiegu i pierwszego pocałunku. Zobaczymy za to kolejną, niezręczną rozmowę, kiedy mężczyźni będą musieli ustalić, co ten pocałunek dla nich znaczy.

Orientacja Fera jest utrwalona, nie ma doświadczeń z kobietami, dla niego czarne jest czarne, a białe białe – jeśli mnie kochasz, bądź ze mną. Nie ma innej opcji, a tak postawione ultimatum powraca do samego finału. Pragnienia Bruna nie są tak ostro sklasyfikowane, porusza się pośrodku skali szarości, a jego rozterki i niemożność opowiedzenia się niekoniecznie wynikają z poczucia zobowiązań wobec syna i jego matki, Soledad – ich małżeństwo okazuje się opierać na kruchych podstawach, co jednak nie ułatwia Brunowi podjęcia decyzji.

Zaskakująca okaże się reakcja Soledad na przeprosiny, a także otwartość dziadka. To podczas rozmowy z nim usłyszymy po raz pierwszy prawdziwie szczerą spowiedź Bruna, którą starszy pan skwituje stwierdzeniem „bez miłości to zupełnie nie ma sensu”. Pytanie brzmi tylko: a czy z miłością ma? – i odpowiedź na nie zaważy na nieoczywistym zakończeniu opowieści.

Równolegle do rozterek uczuciowych narastają problemy z realizacją zamówienia na pomnik, który staje się nieco nachalną paralelą życia wewnętrznego architekta. W pierwszym odruchu planuje postawić wieżę – zapewne aby samemu się w niej zamknąć; w wyniku wędrówek, dyskusji z Ferem na tematy społeczeństwa i spuścizny epoki kolonializmu, decyduje się na odtworzenie równie symbolicznej budowli historycznej – mostu, który był już kiedyś symbolem Santiago. Podobnie jak decyzje osobiste, także i ten wybór nie spotyka się z entuzjazmem zleceniodawcy.

„Skala szarości” nie odkrywa nowych rewirów kina LGBTQetc. Pochyla się jednak z uwagą nad często pomijaną literką B i robi to w sposób dyskretny i przekonujący. Wielka w tym zasługa autentyczności odtwórców głównych ról, którzy dzięki naturalnej grze i chemii, jaka łączy ich od początku, wiarygodnie oddają zderzenie dwóch światopoglądów i temperamentów.

Dobrze znana, ale też świetnie rozpisana historia opowiedziana jest bez pośpiechu, spokojnie, niemal melancholijnie, i nawet w najdramatyczniejszych momentach pada o jedno słowo mniej, niż za dużo. Tłem dla opowieści są nastrojowe zdjęcia: raz poprzez ciasne kadrowanie podkreślające samotność Bruna, innym razem słonecznymi panoramami Santiago wręcz tchnące gorącym powietrzem i przestrzenią, w której swobodnie rozkwita się i dojrzewa nowe uczucie.

Film otwiera i zamyka klamrowo scena przejścia Bruna przez most nad miejskim potokiem. Kwestia, czy pozostanie na stałe po którejś stronie pozostaje nierozstrzygnięta.

Skala szarości (En la gama de los grises)
dramat, Chile 2015, 98′
scenariusz: Beppe Norero
reżyseria: Claudio Marcone
wystepują: Francisco Celhay, Emilio Edwards, Daniela Ramirez, Sergio Hernández, Matías Torres, Marcial Tagle
Polska premiera (kino/outfilm.pl – 12 lutego 2016