Ok. Film „Lucky Bastard” okazał bardzo średni, jedyną pociechę w tym obrazie stanowili ładni panowie, zaplątani w bezbarwny dramat (więcej o tym wkrótce). Ale z jednego powodu warto było przebrnąć: muzyka autorstwa i w wykonaniu  Williama V. Malpede, z gościnnym wokalem Rene Reyesa wybijała się chwilami ponad poziom całości.
A najbardziej w chwili, jak poniżej (piosenka zaczyna się w pierwszej minucie klipu, za którego jakość techniczną pięknie przepraszam):

Komu się podoba, może dla odmiany zapodać wersję akustyczną: ten sam utwór, pod tytułem „Hush”, trafił na płytę śpiewającego go wokalisty.
O kontekście przedstawionej w klipie sceny napiszemy niebawem.
Bo owszem, żyjemy, w nastroju głównie jak powyżej. Ale to chyba akurat niezgorzej…?