A jakże, te zdjęcia obiegły internetowy świat już ze dwa razy dookoła. I po raz pierwszy spojrzeliśmy na Ronalda bez poczucia lekkiej żenady. Próby wylaszczenia tego portugalskiego klocka z urąbaną miednicą na ikonę stylu (oraz gejów), budziły w nas od początku uśmiech politowania. Rozumiemy doskonale, że Armani potrzebuje kształtnych ciał, bo na innych ich bielizna wygląda co najmniej ironicznie, ale żeby od razu naciągać ją na taką górę mięcha, z daleka trącącą jakimiś sterydami?
Chociaż poniekąd jest konsekwentnie – ten sam problem mamy z większością produktów Armaniego: najwięcej miejsca zajmuje na nich megalomańskie logo, jakby jakość i design nie mogły przemawiać same za siebie. I ta brylantyna-gancpomada wychodzi nawet na studyjnych zdjęciach z poprzedniego rzutu reklamowego Ronalda. To chyba dlatego nie pofatygowaliśmy się wtedy, żeby je pokazać.
Chociaż – jak powiadają – dla każdego coś miłego, więc proszę bardzo, nadrabiamy: portugalski gigolo w półpełnej krasie!